Opis ze strony Stali Łańcut
Kolejny raz pogoda w meczu pucharowym była dla nas łaskawa, a płyta boiska jak zawsze w Łańcucie w nienagannym stanie. Oba zespoły przystąpiły do gry w niemal optymalnych zestawieniach, a więc kibice oczekiwali odpowiedzi na pytanie czy A-klasowa Stal będzie w stanie powalczyć z jednym z liderów klasy okręgowej. Jak okazało się po meczu Stal podjęła walkę, ale pełni sił wystarczyło na świetne 43 minuty, później grający ostatnio co dwa-trzy dni biało-niebiescy oddali pole przeciwnikom, którzy pokazali swoje umiejętności. Ale zacznijmy od początku. Sokół rozpoczął grę szybkimi atakami na bramkę Stali starając się narzucić swoje warunki gry. Już w 2' Łukasz Gorzelany posłał piłkę tuż nad bramką gospodarzy. ŁKS nie pozwolił na zepchnięcie się do obrony i w 7' po kombinacyjnej akcji Sebastian Frączek stojąc tyłem do bramki otrzymał piłkę w polu karnym i bez zastanowienia huknął z półobrotu, ale niestety futbolówka minęła prawy słupek bramki. Trzy minuty później Stal powinna wyjść na prowadzenie, kiedy po rzucie rożnym wykonywanym przez Piotra Jurka piłkę głową uderzał Grzegorz Świder, ale ta przefrunęła minimalnie nad poprzeczką. W kolejnym minutach tej niesłychanie szybkiej i dynamicznej połowy inicjatywę przejęli goście, a w 13 i 15 minucie dwie "setki" fantastycznie wybronił łańcucki bramkarz Ireneusz Stopyra. Mecz nie tracił tempa i dosłownie minutę później to Stal miała "setkę", a nawet dwie, kiedy strzelał Alan Brzuszek, a "wyplutą" przez bramkarza gości piłkę dobijał Mateusz Kowal, jednak niestety niecelnie. W 20' po prostej stracie piłki przed kolejną szansą na otwarcie wyniku stanął Sokół, jednak i tym razem piłka nie znalazła drogi do siatki. W 25' po faulu z lewej strony pola karnego piłkę zagrywali zawodnicy z Kolbuszowej Dolnej, fantastyczną paradą popisał się Ireneusz Stopyra, a dobitka przeleciała nad łańcucką bramką. W kolejnych minutach oba zespoły prowadziły wyrównana grę, aż do 40', kiedy po kolejnym rzucie rożnym piłkę do bramki Sokoła wpakował Grzegorz Świder i na tablicy wyników pojawił się wynik 1:0. Wydawało się, że Stal spokojnie dotrwa do przerwy spotkania, kiedy przytrafiły się dwie następujące po sobie wpadki, a katem łańcucian okazał się Łukasz Gorzelany, strzelając bramkę w 43' po podręcznikowej kontrze, a w 45' posyłając piłkę do bramki po rzucie wolnym wykonywanym niemal z linii pola brakowego. Z nieba do piekła i tak Stal, która nie zdążyła nacieszyć się zdobytą bramką schodziła do szatni przegrywając 1:2.
W przerwie grający trener Sokoła urządził swoim podopiecznym istny armagedon, a jego wymowne wskazówki słyszeli nawet kibice na trybunach oddalonych od szatni o dobre kilkadziesiąt metrów. Jak okazało się później sroga reprymenda podziałała.
Początek drugiej połowy to wzajemne badanie się zespołów i spore zmiany w ustawieniu, a także kilka fauli oraz kolejna żółta kartka dla podwójnego strzelca Łukasza Gorzelanego, który był zmuszony opuścić plac gry. Wydawało się, że Stal grając w przewadze będzie w stanie wyrównać stan meczu. W 52' piłkę na przedpolu bramki Sokoła opanował Sebastian Frączek i nieatakowany przez obrońców kropnął z 20 metrów, kibice pewni bramki wstali z miejsc, jednak futbolówka minęła słupek bramki. W 59' po akcji Sokoła prawą stroną boiska strzał zmierzający tuż przy lewym słupku bramki wybronił piękną paradą Ireneusz Stopyra, jednak okazało się, że strzelec znajdował się na pozycji spalonej. Piłkarze Sokoła stopniowo zmienili taktykę i zaczęli nękać Stal prostopadłymi wrzutkami za plecy obrońców, które raz po raz stawały się łupem szybkich napastników. Widoczne stało się zmęczenie Stali graniem co trzy dni od kilku tygodni. Trener łańcucian zaryzykował i zdecydował się na przesunięcie filara obrony Grzegorza Świdra na środek pola, co niestety w 67' poskutkowało utratą bramki - po błędzie obrony dośrodkowanie w pole karne precyzyjnie wykończył Zaskalski podwyższając wynik na 1:3. Stal nie zamierzała oddawać meczu bez walki, a Grzegorz Świder świetnie czuł się w pomocy i celnie rozrzucał piłki. W 81' po akcji prawą stroną boiska słupek uratował gości od utraty bramki po strzale Piotra Jurka. Cztery minuty później strzał z 25 metrów oddał Sebastian Frączek, bramkarz gości kompletnie zlekceważył to uderzenie, a piłka lecąc zaskakującym torem trafiła w poprzeczkę bramki. W 89' po kolejnym zagraniu z pominięciem środkowej linii piłkę bitą z lewej strony pola karnego na bramkę zamienił Adranowicz ustalając wynik spotkania na 1:4.
Stal Łańcut - Sokół Kolbuszowa Dolna 1:4