Państwo Pantołowie z Markowej 15 stycznia stracili niemalże cały majątek życia. Pożar, do którego według policji najprawdopodobniej doprowadziło zapalenie się sadzy w kominie, zniszczył dach i strop ich domu. Budynek obecnie nie nadaje się do zamieszkania. Ogień do ruiny doprowadził również budynek gospodarczy, w którym hodowane były konie. Część z nich zgninęła. Ze stada, które liczyło sześć zwierząt, udało się uratować jedynie trzy. - Gdybym nie był wtedy w pracy, jak się zaczął pożar, to bym te konie na pewno uratował. Jak przyjechałem, niestety było już po wszystkim - ubolewał nad stratą zwierząt Stanisław Pantoł, pogorzelec z Markowej.
Pozostała pustka
Przez dym z pożaru zginęły dwa ogiery: Wermut i Sagier oraz klacz Sauna, która za dwa miesiące miała się oźrebić. - Szkoda mi tych zwierząt bardzo. Kochałem je. Moje konie to są hucuły w rasie zachowawczej, czyli takiej, która dba o to, by nie wyginęły. Ani jeden włos na nich nie był spalony. One się nie spaliły tylko po prostu udusiły - tłumaczy ze wzruszeniem Stanisław Pantoł. Hodowca koni opowiada również o codziennej pielęgnacji. Zwierzęta były czesane, karmiono je sianem, owsem i pojono ciepłą wodą. - Nie dawałem im zimnej wody. Przecież człowiek nie pije po obiedzie zimnej wody. Dawałem im ciepłą, żeby zagrzały sobie żołądek. W nagrodę nieraz dostawały kostkę cukru albo cukierka. Piękne konie to były. Nieraz dzieci zaglądały tutaj i miały z nich uciechę - mówi pogorzelec. - Męża nieraz nie było cały dzień i wtedy ja chodziłam przy koniach. Rozmawiałam z nimi. Słuchały mnie jak małe dzieci. Bardzo byłam z nimi związana i teraz tylko pustka została - dodaje Zofia Pantoł.
Prawdziwy przyjaciel
Ocalała część stada, czyli Okaryna, Okun i Puma, nie mogła pozostać w zrujnowanej stajni. Przygarnął je znajomy rodziny z Markowej. - Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nie mogłem go teraz tak zostawić. Pomogłem mu, bo jest moim przyjacielem. Będę mu pomagał, aż stanie na nogi - mówi ze wzruszeniem Roman Kud, u którego obecnie znajdują się zwierzęta. - Konie u mnie w stajni mają bardzo dobrze. Jest ciepło, mają co jeść. Nie dzieje się im żadna krzywda - zapewniał.
Jedno marzenie
Pogorzelcy mieszkają w zdezelowanym domu. Budynek nadaje się tylko rozbiórki, ale Pantołowie postanowili pozostać na zgliszczach. Mają tu dwa psy i część dobytku, którego chcą pilnować. - Kolega proponował mi mieszkanie u siebie, ale został ciągnik i reszta majątku, i trzeba tego doglądać - mówi Stanisław. - Moim marzeniem jest odbudować piękne stadko, które miałem wcześniej. To były piękne konie, które bardzo kochałem. Nie mamy dzieci i żyło się właśnie dla tych koni. Naprawdę szkoda mi ich bardzo. To były piękne konie - powtarzał nie kryjąc rozczulenia pogorzelec.
Potrzebna pomoc
Wójt gminy Markowa Tadeusz Bar, który był na miejscu, obiecał pomóc pogorzelcom. Cały czas Pantołowie są w kontakcie z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Markowej, który ich wspiera. - W tym momencie państwo dostali zasiłek celowy na bieżące potrzeby, czyli np. żywność, odzież, opał i naglące opłaty - wyjaśnia Cecylia Cwynar, kierownik GOPS-u. Pomoc ze strony urzędu jest jednak niewystarczająca, by rodzina mogła odbudować dom. Dlatego też potrzebne jest wsparcie innych osób. - Z całego serca prosimy o włączenie się wszystkich ludzi dobrej woli chętnych do niesienia pomocy w akcję na rzecz poszkodowanych mieszkańców naszej gminy. Mamy nadzieję, że z Państwa udziałem uda nam się wspólnie przywrócić tę rodzinę do pełnowartościowego życia - dodaje Cecylia Cwynar.
Osoby, które chcą pogorzelcom oddać np. materiały budowlane, czy meble, powinny skontaktować się z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Markowej. Pomóc można również poprzez wpłaty na konto: PBS 28 8642 1142 2014 2409 3417 0001.