Około 130 ze 159 osób z załogi łańcuckiego Polmosu straci pracę w okresie od 14 czerwca do 30 września - to główne postanowienia ogłoszonej dziś decyzji.

- Jesteśmy w trakcie rozmów, będą one jeszcze kontynuowane, obecnie toczą się w zakładzie i w tej chwili nie chciałbym i nie mogę udzielać komentarzy - mówił Maciej Meyer, jeden z obecnych na dzisiejszym spotkaniu przedstawicieli Marie Brizard Wine & Spirits.

Odmiennego zdania, co do podania do wiadomości publicznej ustaleń francuskiej spółki byli związkowcy Polmosu Marzena Fajger, Anna Kusz i Jacek Wielgos, którzy apelują o pomoc. Zgodnie z ogłoszoną dziś decyzją pracownicy zakładu, którzy do końca września mają zostać zwolnieni, nie otrzymają żadnych odpraw. - Staraliśmy się nawiązać do spotkania, które odbyło się w październiku ubiegłego roku, na którym zaproponowano nam dobrowolne sześciokrotne odprawy, dzisiaj absolutnie wycofano się z tego. Nie dostaniemy nic ponad to, co gwarantuje nam kodeks pracy - mówi Anna Kusz.

Z kolei Jacek Wielgos zaznacza, że póki co, jest to tylko propozycja, na która związkowcy nie muszą i nie będą się godzić. - Mamy 20 dni na negocjacje, po tych 20 dniach tworzy się regulamin zwolnień, związki zawodowe mogą, ale nie muszą zgadzać się na warunki, które są przedstawione przez MBW&S. Na dzień dzisiejszy związki są przeciwne tego typu działaniom w stosunku do załogi i do fabryki. Dla nas to oznacza po porostu likwidację tej firmy i 250-letniej tradycji - mówi zapowiadając jednocześnie dalszą walkę: - nie wykluczamy strajków dlatego, że nie mamy już nic więcej do stracenia. Jeżeli się nie dogadamy konsekwencje z tego tytułu będzie musiała ponieść również firma [przyp. red. MBW&S].

Planowane do końca września zwolnienia to tylko jedna kwestia wynikająca z dzisiejszych ustaleń. Drugą jest ogłoszenie decyzji o zamiarze zainwestowania i wybudowania na terenie fabryki gorzelni, która według planów zatrudniać ma w przyszłości 40 pracowników. Do momentu jej powstania tj. do 1 stycznia 2018 roku, w fabryce pracować ma 29 osób, które po całkowitym zamknięciu produkcji rozlewni, czyli do końca 2017 roku, będą miały szansę przejść do pracy w powstałej gorzelni. Póki co fabryka ma funkcjonować zatrudniając jedną zmianę pracowników, a produkcja opierać się będzie najprawdopodobniej na rosolisach. Taki stan rzeczy według związkowców jest absurdalny i równa się z likwidacją zakładu.

We wspólnym stanowisku jakie wystosowali po porannym spotkaniu poseł na sejm Kazimierz Gołojuch, starosta powiatowy Adam Krzysztoń i burmistrz Łańcuta Stanisław Gwizdak czytamy: "Z uzyskanych informacji wynika, że nie będzie całkowitej likwidacji zakładu w Łańcucie i planowana jest inwestycja o wartości około 20 mln euro, tj. budowa destylarni. Niestety zarząd Marie Brizard Wine & Spirits Polska sp. z o. o. zdecydował o przeniesieniu części produkcji z Łańcuta wraz z jednoczesnym drastycznym ograniczeniem zatrudnienia, na co nie godzą się przedstawiciele władz samorządowych wraz z Posłem. Poseł Kazimierz Gołojuch, Wicemarszałek Województwa, Starosta Łańcucki oraz Burmistrz Łańcuta w pełni popierają zaproponowaną inwestycję, ale sprzeciwiają się ograniczeniom produkcji oraz zwolnieniom pracowników Fabryki Wódek "POLMOS ŁAŃCUT" SA.".

Do sprawy wrócimy.