Jak wyjaśnia Jan Sebzda prezes koła pszczelarzy Łańcut "Pasieka" są to skutki przeciągającej się zimy i chłodnej wiosny oraz niewłaściwej walki z warozą. - Pszczoła nie boi się zimy mroźnej, natomiast zabójcze dla niej są zimy łagodne, ponieważ wtedy w ciągu dnia rozluźnia się kłąb, a pszczoła, która z niego wyleci nie ma szansy na powrót z powodu szybkiego spadku temperatury - pszczoła w niskiej temperaturze (poniżej 10 st. C) krzepnie - wyjaśnia Jan Sebzda.
Na szczęście upragnione ciepło w końcu do nas zawitało, ale straty poniesione przez populacje pszczół będą długo odrabiane. Jak szacują łańcuccy pszczelarze na terenie powiatu wyginąć mogło 20-30% pszczół.
Zimna wiosna, wstrzymany przez anomalie pogodowe rozwój drzewny i przymrozki, które tej wiosny wystąpiły kilkakrotnie niosą za sobą konsekwencje w postaci dużych strat w owocach: jabłkach, czereśniach, wiśniach, truskawkach oraz wiosennym miodzie.
W ubiegłym roku z jednego ula zebrano średnio 23-25 kg miodu, czyli właśnie tyle, ile powinno się zebrać. "Dobra" rodzina pszczela, składająca się z 60-70 tys. pszczół około 3 tys. trutni, zużywa około 80 kg miodu na własne potrzeby. 20-25 kg wykrada człowiek. Zbiór miodu wiosennego w tym roku Jan Sebzda szacuje już tylko na 0-5 kg. Wszystko jednak zależy od pogody: - jeśli będzie ciepło, to przyroda lubi wszystko nadrabiać, opóźnił się np. rozwój rzepaków, które właśnie teraz kwitną - mówi.
Tej wiosny na terenie powiatu łańcuckiego nie było zgłoszeń o zatruciach ze względu na opryski. Aby ten stan utrzymać pszczelarze apelują do rolników, również tych "drobnych", aby w godzinach południowych, kiedy jest największe nasilenie lotu pszczół, nie wykonywać oprysków upraw.