Ma Pan 35 lat. W zbliżających się wyborach parlamentarnych będzie Pan jednym z najmłodszych kandydatów do Senatu. Jakie atuty ma polityczna młodość, jakie korzyści dla Pana elektoratu?
Senat od dawna jest postrzegany, zarówno przez polityków jak i obywateli, jako “przechowalnia emerytów politycznych". Śmiem twierdzić, że trochę prawdy w tym stwierdzeniu jest. Wielu doświadczonych polityków obiera przecież senat jako miejsce zwieńczenia swojej długoletniej kariery politycznej. Wychodzą
z założenia, że to właśnie Senat, będący trochę w cieniu Sejmu, jest idealnym miejscem na “dorobienie sobie na starość". Mając 35 lat nie wybieram się do Senatu na emeryturę polityczną, lecz chcę dalej pomagać Obywatelom, tak jak robiłem to przez 4 lata jako Poseł na Sejm. Polityczna młodość to przede wszystkim świeże spojrzenie na funkcjonowanie państwa i młodzieńczy zapał do działania. Niejednokrotnie starałem się dawać temu wyraz w trakcie mijającej kadencji Sejmu. Wspólnie z moimi współpracownikami chcieliśmy być wszędzie tam, gdzie potrzebowali tego obywatele. Do tego stopnia, że musiałem się zaopatrzyć w parę gumofilców, ponieważ moje buty nie wytrzymywały pracy w terenie (śmiech)
Startuje Pan z własnego komitetu o nazwie Rozwój Podkarpacia. Z komitetu wyborczego, o niemalże identycznej nazwie, z którego do Senatu kandydował też dwukrotnie Tadeusz Ferenc. Zbieg okoliczności czy może ma Pan poparcie Prezydenta Rzeszowa?
Przez ostatnie 4 lata poselskiej kadencji realizowałem z Panem Prezydentem Ferencem wiele przedsięwzięć mających na celu dalszy rozwój miasta Rzeszowa. Wśród nich było m.in. zainicjowane przeze mnie odmulanie zalewu rzeszowskiego czy wsparcie prac legislacyjnych mających na celu utworzenie kolejki nadziemnej “monorail". Współpraca ta przebiegała na tyle owocnie, że za zgodą Prezydenta, podjęliśmy decyzję o moim starcie w wyborach do Senatu z komitetu o podobnej nazwie do jego własnego. Poparcie Tadeusza Ferenca to jedno. I mam nadzieję, że z tego poparcia wyniknie wsparcie w najbliższych wyborach wszystkich tych mieszkańców Rzeszowa, którzy tak licznie zagłosowali na Pana Ferenca chociażby w zeszłorocznych wyborach samorządowych.
Kandyduje Pan do Senatu z okręgu obejmującego miasto Rzeszów, powiaty rzeszowski i łańcucki. Oprócz Pana jest jeszcze tylko reprezentant partii rządzącej. Czy oznacza to, że w tym okręgu reprezentuje Pan całą opozycję?
Reprezentuje wszystkie siły społeczne i polityczne, które mają odmienny pogląd na funkcjonowanie państwa niż ten reprezentowany przez obecną partię rządzącą. Cieszę się z tego, że osiągnęliśmy tak szerokie porozumienie. Start kilku kandydatów opozycji, spowodowałby rozbicie głosów. A to z kolei pozbawiłoby szans kogokolwiek spoza partii rządzącej na zwycięstwo. Obecnie wyborcy stając przy karcie głosowania do Senatu muszą zadać sobie pytanie: czy chcą, by w Senacie reprezentowała ich osoba akceptująca dotychczasowy styl rządzenia czy też taka, która proponuje nowe i lepsze rozwiązania na funkcjonowanie naszego kraju.
Jaką ma Pan alternatywę i remedium dla niezadowolenia, społecznej frustracji i erozji pobudzonych nadziei Polaków?
W toczącej się kampanii wyborczej namawiam zwolenników partii rządzącej by oddając swój głos na jej kandydata w wyborach do Sejmu, głosowali dla równowagi do Senatu na kandydata opozycji. Dzięki temu niezależnie, która opcja wygrywając wybory zawiedzie oczekiwania swoich wyborców, będą oni mogli mieć przed sobą czyste sumienie w ciągu kolejnej kadencji Sejmu i Senatu.
Mam ogromny żal zarówno do partii rządzącej jak i opozycji, że przez ostatnie 4 lata obie strony spowodowały zdecydowany wzrost frustracji społecznej. Ludzie obserwując ciągłe spory polityków w mediach oraz w polskim parlamencie, poczuli w ostatnim czasie jeszcze większą niechęć do polityki oraz polityków. Spotykam się z tym obecnie, kiedy prowadzę kampanię bezpośrednią. Jeszcze 4 lata przed ostatnimi wyborami, kiedy wręczałem ludziom swoje wizytówki na ulicy, brali je zdecydowanie częściej oraz wykazywali przy tym większy entuzjazm. W obecnej kampanii wyborczej jest z tym wielki problem. Nie mówiąc już o tym, że ludzie niechętnie wchodzą w jakąkolwiek polemikę. Dlatego też w Senacie pomimo tego, że jestem kandydatem opozycji, chciałbym pracować ponad podziałami. Nie bez powodu Senat jako izba wyższa polskiego parlamentu jest nazywany “izbą rozsądku".
W swoich wypowiedziach wielokrotnie podkreśla Pan fakt bycia najaktywniejszym posłem kończącej się kadencji Sejmu z naszego regionu. Wspomnieć można choćby o ponad 900 zgłoszonych interpelacjach poselskich. Jakie jest bezpośrednie przełożenie Pana aktywnej pracy przy ul. Wiejskiej na życie mieszkańców naszego regionu?
Będąc posłem z ugrupowania opozycyjnego, nie miałem takich możliwości jak przedstawiciele partii rządzącej, aby realizować wszelkie możliwe działania z wykorzystaniem nieograniczonych środków. Dlatego też skupiłem się na pomocy obywatelom, którzy przez 4 lata zgłaszali się do mnie ze swoimi problemami. Starałem się im pomóc na wszelkie możliwe sposoby; wspierając ich w sądach i urzędach, oferując pomoc prawną, podatkową, zgłaszając na podstawie ich spraw interpelacje, zapytania poselskie oraz tworząc projekty ustaw. Przyznam szczerze, że dużo większą radość sprawiła mi chociażby pomoc mamie niepełnosprawnej Magdy z Rzeszowa w wybudowaniu podjazdu dla wózka inwalidzkiego na balkonie mieszkania znajdującego się na parterze, niż gdybym miał zamiast tego “podpiąć się" jako przedstawiciel partii rządzącej do otwarcia jakiejś inwestycji z wykorzystaniem publicznych środków. Prawda jest taka, że w trakcie kampanii wyborczej politycy wmawiają obywatelom, że każdy metr chodnika i każdy kilometr drogi jest zasługą ich działań. Nierzadko ich jedyną zasługą jest przecięcie wstęgi na uroczystym otwarciu inwestycji.
Pana ugrupowanie, z ramienia którego w 2015 roku został Pan posłem, podjęło decyzję o starcie z list Polskiego Stronnictwa Ludowego. Mimo wstępnych przewidywań, nie znalazł się Pan na liście PSL do Sejmu. Zamiast Pana, pierwsze miejsce na liście Ludowców przypadło Wicemarszałkowi Sejmu Stanisławowi Tyszce. Nie czuje się Pan zlekceważony i pominięty w porozumieniu między Kukiz'15, a PSL'em?
Nie ukrywam! Mam żal, że w ogóle mnie nie zapytano o start mimo 4 lat, w których starałem się aktywnie realizować obowiązki posła, również lokalnie i nie miałem możliwości podjęcia decyzji czy chce ponownie kandydować do Sejmu czy nie. Ale stało się tak, a nie inaczej. Z pewnością dało mi to pewien komfort w podjęciu decyzji o starcie do Senatu. Dzięki temu sam sobie jestem “sterem i okrętem". Mogę samodzielnie decydować o przebiegu własnej kampanii wyborczej. Natomiast kiedy (mam nadzieję) zostanę senatorem, będę wiedział, że to w całości zasługa obywateli, którzy na mnie zagłosowali i mam wobec nich dług do spłacenia, właśnie w postaci pracy na ich rzecz.